Malinki zbierałam z synkiem na wielkim polu malinowym.
Było sporo pszczółek, więc synek trzymał pojemnik ja rwałam. Lejący się
z nieba upał szybko wygonił nas z boskiego pola.
Zrobiłam naleśniki, tradycyjnie, synek zażyczył sobie zmiksować malinki, posmarował nim naleśniki, polał jogurtem zmieszanym z cukrem i wyszło przesmacznie!
Spożywane na świeżym, wiejskim powietrzu smakują niebiańsko.
potrzebujecie:
Na ciasto naleśnikowe: mąka, jajko, mleko, woda ( gazowana żeby były miękkie i rozpływały się w ustach), szczypta soli, olej.
Na farsz: świeże maliny, ew. cukier.
Na polewę: jogurt naturalny lub śmietana, cukier.
robicie tak:
- Składniki na ciasto naleśnikowe mieszacie lub mixujecie na jednolitą masę, lekko gęstą.
- Na posmarowanej olejem patelni smażycie naleśniki.
- Maliny miksujecie np blenderem, jeśli kwaskowe dodajecie cukier.
- Jogurt lub śmietankę mieszacie z cukrem.
- Na rozłożonym na talerzu naleśniku smarujecie grubo zmiksowane maliny.
- Zwijacie naleśnik w rulon, kroicie na pół i z dwóch końców wkładacie po całej malince, żeby nie wypływał farsz i żeby było dekoracyjnie.
- Wierzch naleśnika polewacie jogurtem lub śmietaną.
- A potem już tylko jecie.. jecie..jecie...i nie możecie przestać...:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz